sobota, 21 stycznia 2017

W szalonym pędzie, gdzie oczy poniosą

Pochód zjaw płynących przez las w poszarpanych i gnijących łachmanach. Jedni bez nóg i rąk. Trafi się dźwigający swoja głowę w ręku. Ciągnąc ją za włosy powiewającą w powietrzu jak mglisty tuman, który nie chce się rozwiać. Bez zbroi, ograbione trupy, a między nimi wychudłe psy i rachityczne konie. Ledwo niosące na grzbietach resztki uprzęży. Psy z zapadłymi brzuchami i ostrymi grzbietami żeber pod skóra cienka jak papier i wyleniała sierścią. Dziki Gon rusza na łów. Co upolują nie wiadomo. Będą tak ganiać po lesie przez cała noc. Psy, choć wycieńczone nieustaną w pogoni. Konie tocząc pianę z pysków ciągle w skok i kłus. Bez ustanku do dnia. Dzień przyniesie ukojenie. Rozpłyną się w pierwszej szarówce poranka. Pojawiają się zwykle tam gdzie toczy się wojna lub sami napadają. Zaciągają się do nich kolejne zastępy poległych. A oni jak anioły stróże przeprowadzają ich na druga stronę. Czasem takim obrazem jawił się ludziom Dziki Gon.

Jest mitem znanym na terenach całej Europy. Kultywowały go ludy germańskie, Celtowie i Słowianie. Brały w nim udział zastępy myśliwych, zbrojnych snujących się upiornym korowodem w ciemne bezksiężycowe noce. Dobrze poświadczony jest w mitach ludów Europy zachodniej.

Kto ujrzał Dziki Gon, który był zwiastunem nadciągającej tragedii, zdjęty grozą nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Zwiastował wszystko, co najgorsze ludzi spotkać mogło. A kto odważył się stanąć na drodze szalonemu polowaniu lub ruszyć jego śladem, tego szpica albo straż tylna porwać mogła i zawlec na samo dno czeluści piekieł. W krainie wiecznego mroku, za życia, bez prawa do powrotu. Nawet jeśli śmiałek nie został porwany, wpadał w hipnotyczny letarg, z którego nic nie było w stanie go wyrwać i jak urzeczony podążał za upiornym orszakiem.



Innym razem, przez ludzi bardziej skłonnych do używania wyobraźni, Dziki Gon przedstawiany był jako gonitwa oszalałej konnicy po nieboskłonie w pogoni nie wiadomo za czym. W skupionych twarzach jeźdźców nie dojrzysz celu. U plemion północnych mit ewoluował. Dziki Gon przedstawiany był jako wataha mysliwych-wojowników o postaciach i nawykach wilków. Zbiegali się zewsząd, łącząc w stado ćwicząc młodych w sztuce zaganiania zwierzyny. Zwierzyną byli ludzie. Rytuał łowów rozpoczynał się w maju, a kończył w okresie pożniwnym. Nikt wtedy nie mógł być bezpieczny. Ludzie drżeli ze strachu na myśl o Dzikiej nagonce. Choć ludzie bali się najazdu znienacka sfory zjaw, uważali rytuał za spełniający zadanie stabilizujące porządek świata. Dziki gon był prawdopodobnie antidotum na chorobę osiadłego trybu życia, jaki nastał w okresie neolitu. Ludziom brakowało dawnych nawyków, które dawały znać o sobie w ulubieniu napawających grozą rytuałów. Obrzęd łagodził stres spowodowany osiadłym trybem życia. Główny aktorem mitu w mitologii nordyckiej był bóg Odyn. Wraz ze swoja towarzyszka boginią Friggą uczestniczyli w Dzikich Łowach. Nie szczędząc sił poganiali kawalkadę. On na swym szalonym ośmio-nogim perszeronie, cwałował przez wyżyny niebios z okrutnym młotem w dłoni, tratując wszystko, co napotkał na drodze. Nie zważając na lęk wiernych którzy, choć zdjęci trwogą, oczekiwali od Odyna szaleństwa i przekroczenia wszelkich granic.

Mit o tak szerokim występowaniu musiał ulegać częstym zmianom i odłamom. Angażował do pogoni raz bogów, innym razem umarłych. Zabarwiał kult innymi mitami. Wyrosło na nim wielu bohaterów podań i legend ludowych. Zwano ich Dzikimi Łowcami. Udział w Dzikim Gonie przypisywano postaciom znanym z historii. Znanym rycerzom i władcom.

Dziki Gon jest do dziś nośnym tematem chętnie wykorzystywanym przez literatów. Wplatany w wątki wielu powieści, podnosi ich atrakcyjność. Z klasyki wspomnieć wypada Potop Henryka Sienkiewicza, gdzie opisuje upiorny orszak diabelskich postaci, gnających na złamanie karku przez noc, zapowiadając klęski i niepowodzenia wielkie. W weselu Wyspiańskiego, choć nie wprost, opisana jest scena wizji, która może być opisem Dzikiego Gonu widzianego na niebie. We współczesnej beletrystyce Wiedźmin obfituje w wątki związane ze starym słowiańskim mitem.

niedziela, 1 stycznia 2017

Nie chodź nad wodę gdy topielec grasuje



Przyroda była od zawsze źródłem pożytku, ale też niepokoju. Do wody ludzie mają stosunek ambiwalentny. Dwie zgoła sprzeczne postawy powinny się teoretycznie wykluczać. Jednak jest inaczej Rodzimy się w wodzie; kąpiele sprawiają nam przyjemność, niestety nie ma powrotu do ciepłego łona. Woda może utopić. Brak możliwości oddychania powoduje paraliżujący strach. Słowiańszczyzna znalazła powód, dla którego toń wodna jest niebezpieczna. Żyją w niej demony. Wszystko, co żyje w wodzie, jest giętkie i śliskie. Topielec (kliknij aby dowiedzieć się więcej) nie mógł być inny. Wyobrażano go sobie jako mężczyzna nadnaturalnej wielkości. Nie był jednak typem przystojniaka. W jego ciele, a właściwie w proporcjach brak było ładu. Demon miał strasznie długie ramiona i wielką głowę ze zwisającymi jak liany, mokrymi, rzadkimi włosami. Zapuchnięte oczyska patrzyły jednak przytomnie. Wygląd skóry upodabniał go raczej do wielkiej żaby. Zielony stwór pokryty śluzem, szlamem z dna i wodorostami. Za każdym razem był wytworem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Człowiek tonąc, zbywał się duszy w tak nagły sposób, że ogłupiała duszyczka nie mogła znaleźć drogi w zaświaty. Błąkając się po ziemi i nie mogąc odstąpić od miejsca swej tragedii, napotykał sobie podobnych, kandydatów na stanowisko Topielca na lokalnym akwenie. Ludzie bali się zagadek serwowanych przez Utopca. Trafiali się tacy, co próbowali go przechytrzyć. Obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami i siłą demon radził sobie w takich sytuacjach. Wciągał delikwenta pod wodę i po sprawie. Efekt zagadki był ten sam. Nikomu nie udawało się znaleźć rozwiązania. Choćby nie wiem jak się wysilać. Próżny trud. Ciekaw jest zjawisko przedostawania się demonów do tradycji chrześcijańskiej, ale biorąc pod uwagę miejsce zbawiciela, które było niepodzielne i nie pozostawiało dla innych dobrych ani piędzi każdy, kto chciał się przyłączyć do nowej bandy, musiał zostać czarnym charakterem. Dobrych pomocników nowy pan sam mianował, a kopnąć za coś zawsze lepiej obcego. I tak z diabłem, smiercichą i zmorą znalazł miejsce w nowej rzeczywistości.