piątek, 21 sierpnia 2020

Wyraj i Nawia

Wyraj i Nawia


Dawni Słowianie głęboko wierzyli w kontynuację życia ludzkiej duszy po śmierci ciała. Jak wiadomo wiara ta jest obecnie wyznawana przez większość systemów wierzeń. Należy jednak przyznać, że wizja zaświatów w koncepcji naszych przodków, była niezwykle skomplikowana. Swoją cegiełkę dołożyło jeszcze chrześcijaństwo, którego wpływy rozdzieliły zaświaty na dwie części i wprowadziły nieoczekiwane zmiany w ewolucji słowiańskiej wiary.


Dusza, czy kilka dusz?


Otóż właśnie kilka. Co prawda obecnie mówi się o słowiańskiej wierze w dwa rodzaje ducha, lecz istnieją sugestie, że mogło być ich jeszcze więcej, zaś wszystkie zamieszkiwały oczywiście ciało jednego człowieka. Dusze ulatywały z człowieka wraz jego ostatnim tchnieniem. Jedna jej część opuszczała swą siedzibę w głowie, druga – z serca lub brzucha. Ta pierwsza była duszą jaźni, zaś druga duszą witalną. Być może istniała również trzecia część duszy, która mogła utrzymywać kontakt z żyjącymi, jednak informacje na ten temat są bardzo niejasne.

Słowiańska wędrówka dusz


Po śmierci dusza jaźni udawała się w wędrówkę, której celem była Nawia, zwana Wyrajem Wężowym, kraina rozciągająca się pośród korzeni Drzewa Kosmicznego. Jego bram strzegł Żmij, stwór będący gadem, lecz obdarzony skrzydłami. Na zielonych łąkach Nawii, ludzkie dusze pasły się pod opieką boga Welesa. Duszę witalną czekał inny cel. Przyjmując postać ptaka lub owada, odlatywała ku Ptasiemu Wyrajowi, który znajdował się w koronie Drzewa Kosmicznego. Stamtąd też w stosownym czasie powracała aby tchnąć pierwiastek życia w nowo narodzone dziecko. Stąd prawdopodobnie pochodzi opowieść o przynoszących dzieci bocianach. Dusze, powracając na Ziemię, przyjmowały bowiem postać tych lub innych ptaków – lelków, kruków i wron. Mieszkańcami Ptasiego Wyraju bywały również ptaki, opuszczające Ziemię w okresie jesienno – zimowym oraz płanetnicy. Kto rządził w Ptasim Wyraju? Zapewne któreś z tak zwanych bóstw niebiańskich, być może Swaróg.

Dusze, które nie ruszyły w drogę


Dusze ludzi złych, morderców i wiedźm nie ruszały w wędrówkę w zaświaty. One pozostawały na ziemi, tak długo aż nie zostały uwolnione. W odprawieniu ziemskiej pokuty pomocne były przeprowadzane przez żywych rytuały związane z Dziadami. Dusze pozostające na Ziemi przyjmowały postaci upiorów, strzyg lub wampirów. Te ostatnie, zwane wąpierzami, nie opuszczały martwego ciała, lecz polowały na żywych by sączyć ich krew. Postać upiorów przyjmowały też dusze ludzi, którzy nie zostali pochowani zgodnie z obowiązującą tradycją, z poszanowaniem obrządków pogrzebowych. Brak szacunku do zmarłych mógł się więc zemścić. Z tego też powodu do odpowiedniego pożegnania zmarłych podchodzono z wielką powagą i dbałością o szczegóły.

niedziela, 13 maja 2018

Bóg agrokulturalny

Nad brzegiem Bałtyku osiadły plemiona, które oprócz kontaktu z morzem nabrały doświadczenia w uprawie ziemi. Po okresie wędrownym w epoce paleolitu dokonała się rewolucja stylu życia. Łowiectwo i zbieractwo straciło swą przewodnią rolę w utrzymaniu jedności plemiennej. Ważne, a nawet najważniejsze stało się rolnictwo. Jednym z ważniejszych bóstw dla tych ludzi był Jumis. Bóg rolnictwa, zbiorów i płodności. Jego znakiem jest podwójny kłos pszenicy. Na jednej łodydze zwieszające się w dwie strony dorodne kłosy. Symbol ten uwieczniony został w architekturze użytkowej kultury bałtyjskiej. Schodzące się krokwie dachu w kalenicy po przedłużeniu tworzyły krzyż, na bazie którego powstał ów znak. Dwa wzniesione ramiona krzyża zagięte były pod kątem około dziewięćdziesięciu stopni, imitując wspomniane brzemienne ziarnem pełne kłosy pszeniczne. Do dziś na Litwie i Łotwie jest to popularny symbol.




Rolnicza boskość natury stała się ważna dla utrzymania się przy życiu ludzi osiadłych na miejscu i zależnych od wydzielonego terytorium na tyle dużego, w jakim stopniu byli w stanie je obrobić i strzec przed najazdem.

środa, 8 marca 2017

Pani o nienachalnej urodzie

Wszystko się zmienia. Mitologiczna postać Baby jagi jest potwierdzeniem tej tezy. Kiedyś, być może piękna bogini zmieniła się w potwora porywającego dzieci. Upadek mitu zaczął się prawdopodobnie w czasach głębokiej słowiańszczyzny. Nadejście chrześcijaństwa dopełniło dzieła zniszczenia. Baba Jaga została zepchnięta na boczny tor i służy do straszenia dzieci.

Jest się czego bać. Babsztyl ma wygląd iście dantejski i przyzwyczajenia społecznie nie do zaakceptowania. Wizerunkowi Baby Jagi przybyło lat i zmarszczek. W zniszczonej odzieży nie stanowi obiektu pożądania. Na domiar złego kulawa lub bez nogi. Tak jak jej chatka. Na kurzej stopce. Jeden drobiowy pazur wygląda upiornie na chałupie zrobionej ze słodyczy, którymi wabi dziatki. Wabi, porywa i zjada, po wcześniejszym, intensywnym tuczu.

Narzędzia jej pracy też są niecodzienne. Porusza się na miotle, ale potrafi uruchomić stary piec lub starą wannę i pomknąć nią w przestworza. Na sabat w Góry Świętokrzyskie. Nieodłącznymi atrybutami są przedmioty kuchenne służące do gotowania. Jednak słaba z niej kucharka. W kotle warzy zwykle czarodziejskie mikstury, których receptury znajdują się w czarodziejskiej księdze, pilnowanej przez kruka. Z krukiem zawsze występuje czarny, tłusty kocur. Baba Jaga porywa dzieci, żeby je na koniec pożreć. Jest to, być może echo dawnych obowiązków, które pełniła jako młoda i piękna bogini.

Badacze dokładają starań, by odtworzyć, postać Baby Jagi. Zbierają okruchy informacji i porównują je z dzisiejszymi wyobrażeniami i śladami w folklorze. Etnografowie mają do dyspozycji niewiele informacji, z których część jest dotknięta działaniem cenzury inkwizycyjnej.




Baba Jaga niezwykle rzadko jest uosobieniem dobroci i tolerancji. Jest kilka miejsc w Rosji, gdzie występuje jako bohater pozytywny.

Etymologia słowa jest prosta i związana ze zwyczajami i emocjami budzonymi przez jędzę. Jego znaczenie związane jest z cierpieniem, zagrożeniem i strachem.

Mit znany jest we wszystkich europejskich zakątkach. Z Europy ślad mitu wiedzie przez Kaukaz do dawnej Persji.

czwartek, 9 lutego 2017

Widmowy Pan

Noc straszyła i urzekała ludzi. W nocy, kiedy jeszcze nie mieli ognisk, kryli się na drzewach. Kiedy udało się oswoić płomienie, mogli rozlać się po sawannach. Nocami przy ognisku mogli patrzeć w niebo otwierając ze zdziwienia usta na widok gwiazd lub częściej Księżyca. Noc była pociągająca i straszna. Żyły w niej demony, zagrażające ludziom, czcili też bogów widzianych pod postacią planet. Panem nocy u Słowian był Chors. Władca księżycowej nocy. Dziś jednak istnieją poszlaki mogące świadczyć o innym charakterze bóstwa. Być może był idolem panującym za dnia w jakiejś części słowiańskiego dominium.



Wspomina go literatura z okresu późno pogańskiego, na styku wczesnego kultu chrześcijańskiego na terenach słowiańskich. Kult był szczególnie żywy na kijowszczyźnie, gdzie kniaź Włodzimierz wprowadził go do panteonu narodowego. Stawiano Chorsowi figury dziękczynne. Odprawiano rytuały. Niestety nie pozostały bardziej namacalne ślady po widmowym bożku. Padają opinie, że ogóle go nie było. Być może! Być może to tylko imię przeinaczone i wyrwane z kontekstu, używane jak zaklęcie lub rzucony urok. Jest prawdopodobne, że był jednym z pierwszych bóstw z czasem zapomnianych na rzecz potomków jego. Potomków zrodzonych z jego lędźwi i przy pomocy ludzkiej wyobraźni, która z niego jak z żywych, z krwi i kości wywiodła całe zastępy bóstw pochodnych Chorsowi. Jako atrybut przypisuje mu się bęben bojowy. Poważna to rzecz. Taraban zwiastujący wyprawę, zwołujący wojów i kmieci na pospolite ruszenie. Co kto miał pod ręką, chwytał i parł na polanę pod dąb święty odprawić wróżby przed chąsą krwawą. Bęben jego miał na sumieniu niejeden sąsiedzki najazd, niejedną krwawa sicz. W innym kontekście Chors wiązany jest, przez srebrną poświatę księżyca z Wilkołakiem. Nie wiadomo tylko jakiego rodzaju jest ta zależność. Więzy krwi, czy może podległość wilkołactwa przed Chorsem. Idea jest raczej czystą spekulacją. Nie ma dowodów poza domysłami, że ludzie tak właśnie widzieli Chorsa. Jego nazwa może przywodzić na myśl odniesienie do czasu. Etymologia imienia odnosi się do pradawnych korzeni słowa, wiązać je z upływem i przemijaniem.

sobota, 21 stycznia 2017

W szalonym pędzie, gdzie oczy poniosą

Pochód zjaw płynących przez las w poszarpanych i gnijących łachmanach. Jedni bez nóg i rąk. Trafi się dźwigający swoja głowę w ręku. Ciągnąc ją za włosy powiewającą w powietrzu jak mglisty tuman, który nie chce się rozwiać. Bez zbroi, ograbione trupy, a między nimi wychudłe psy i rachityczne konie. Ledwo niosące na grzbietach resztki uprzęży. Psy z zapadłymi brzuchami i ostrymi grzbietami żeber pod skóra cienka jak papier i wyleniała sierścią. Dziki Gon rusza na łów. Co upolują nie wiadomo. Będą tak ganiać po lesie przez cała noc. Psy, choć wycieńczone nieustaną w pogoni. Konie tocząc pianę z pysków ciągle w skok i kłus. Bez ustanku do dnia. Dzień przyniesie ukojenie. Rozpłyną się w pierwszej szarówce poranka. Pojawiają się zwykle tam gdzie toczy się wojna lub sami napadają. Zaciągają się do nich kolejne zastępy poległych. A oni jak anioły stróże przeprowadzają ich na druga stronę. Czasem takim obrazem jawił się ludziom Dziki Gon.

Jest mitem znanym na terenach całej Europy. Kultywowały go ludy germańskie, Celtowie i Słowianie. Brały w nim udział zastępy myśliwych, zbrojnych snujących się upiornym korowodem w ciemne bezksiężycowe noce. Dobrze poświadczony jest w mitach ludów Europy zachodniej.

Kto ujrzał Dziki Gon, który był zwiastunem nadciągającej tragedii, zdjęty grozą nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Zwiastował wszystko, co najgorsze ludzi spotkać mogło. A kto odważył się stanąć na drodze szalonemu polowaniu lub ruszyć jego śladem, tego szpica albo straż tylna porwać mogła i zawlec na samo dno czeluści piekieł. W krainie wiecznego mroku, za życia, bez prawa do powrotu. Nawet jeśli śmiałek nie został porwany, wpadał w hipnotyczny letarg, z którego nic nie było w stanie go wyrwać i jak urzeczony podążał za upiornym orszakiem.



Innym razem, przez ludzi bardziej skłonnych do używania wyobraźni, Dziki Gon przedstawiany był jako gonitwa oszalałej konnicy po nieboskłonie w pogoni nie wiadomo za czym. W skupionych twarzach jeźdźców nie dojrzysz celu. U plemion północnych mit ewoluował. Dziki Gon przedstawiany był jako wataha mysliwych-wojowników o postaciach i nawykach wilków. Zbiegali się zewsząd, łącząc w stado ćwicząc młodych w sztuce zaganiania zwierzyny. Zwierzyną byli ludzie. Rytuał łowów rozpoczynał się w maju, a kończył w okresie pożniwnym. Nikt wtedy nie mógł być bezpieczny. Ludzie drżeli ze strachu na myśl o Dzikiej nagonce. Choć ludzie bali się najazdu znienacka sfory zjaw, uważali rytuał za spełniający zadanie stabilizujące porządek świata. Dziki gon był prawdopodobnie antidotum na chorobę osiadłego trybu życia, jaki nastał w okresie neolitu. Ludziom brakowało dawnych nawyków, które dawały znać o sobie w ulubieniu napawających grozą rytuałów. Obrzęd łagodził stres spowodowany osiadłym trybem życia. Główny aktorem mitu w mitologii nordyckiej był bóg Odyn. Wraz ze swoja towarzyszka boginią Friggą uczestniczyli w Dzikich Łowach. Nie szczędząc sił poganiali kawalkadę. On na swym szalonym ośmio-nogim perszeronie, cwałował przez wyżyny niebios z okrutnym młotem w dłoni, tratując wszystko, co napotkał na drodze. Nie zważając na lęk wiernych którzy, choć zdjęci trwogą, oczekiwali od Odyna szaleństwa i przekroczenia wszelkich granic.

Mit o tak szerokim występowaniu musiał ulegać częstym zmianom i odłamom. Angażował do pogoni raz bogów, innym razem umarłych. Zabarwiał kult innymi mitami. Wyrosło na nim wielu bohaterów podań i legend ludowych. Zwano ich Dzikimi Łowcami. Udział w Dzikim Gonie przypisywano postaciom znanym z historii. Znanym rycerzom i władcom.

Dziki Gon jest do dziś nośnym tematem chętnie wykorzystywanym przez literatów. Wplatany w wątki wielu powieści, podnosi ich atrakcyjność. Z klasyki wspomnieć wypada Potop Henryka Sienkiewicza, gdzie opisuje upiorny orszak diabelskich postaci, gnających na złamanie karku przez noc, zapowiadając klęski i niepowodzenia wielkie. W weselu Wyspiańskiego, choć nie wprost, opisana jest scena wizji, która może być opisem Dzikiego Gonu widzianego na niebie. We współczesnej beletrystyce Wiedźmin obfituje w wątki związane ze starym słowiańskim mitem.

niedziela, 1 stycznia 2017

Nie chodź nad wodę gdy topielec grasuje



Przyroda była od zawsze źródłem pożytku, ale też niepokoju. Do wody ludzie mają stosunek ambiwalentny. Dwie zgoła sprzeczne postawy powinny się teoretycznie wykluczać. Jednak jest inaczej Rodzimy się w wodzie; kąpiele sprawiają nam przyjemność, niestety nie ma powrotu do ciepłego łona. Woda może utopić. Brak możliwości oddychania powoduje paraliżujący strach. Słowiańszczyzna znalazła powód, dla którego toń wodna jest niebezpieczna. Żyją w niej demony. Wszystko, co żyje w wodzie, jest giętkie i śliskie. Topielec (kliknij aby dowiedzieć się więcej) nie mógł być inny. Wyobrażano go sobie jako mężczyzna nadnaturalnej wielkości. Nie był jednak typem przystojniaka. W jego ciele, a właściwie w proporcjach brak było ładu. Demon miał strasznie długie ramiona i wielką głowę ze zwisającymi jak liany, mokrymi, rzadkimi włosami. Zapuchnięte oczyska patrzyły jednak przytomnie. Wygląd skóry upodabniał go raczej do wielkiej żaby. Zielony stwór pokryty śluzem, szlamem z dna i wodorostami. Za każdym razem był wytworem nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Człowiek tonąc, zbywał się duszy w tak nagły sposób, że ogłupiała duszyczka nie mogła znaleźć drogi w zaświaty. Błąkając się po ziemi i nie mogąc odstąpić od miejsca swej tragedii, napotykał sobie podobnych, kandydatów na stanowisko Topielca na lokalnym akwenie. Ludzie bali się zagadek serwowanych przez Utopca. Trafiali się tacy, co próbowali go przechytrzyć. Obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami i siłą demon radził sobie w takich sytuacjach. Wciągał delikwenta pod wodę i po sprawie. Efekt zagadki był ten sam. Nikomu nie udawało się znaleźć rozwiązania. Choćby nie wiem jak się wysilać. Próżny trud. Ciekaw jest zjawisko przedostawania się demonów do tradycji chrześcijańskiej, ale biorąc pod uwagę miejsce zbawiciela, które było niepodzielne i nie pozostawiało dla innych dobrych ani piędzi każdy, kto chciał się przyłączyć do nowej bandy, musiał zostać czarnym charakterem. Dobrych pomocników nowy pan sam mianował, a kopnąć za coś zawsze lepiej obcego. I tak z diabłem, smiercichą i zmorą znalazł miejsce w nowej rzeczywistości.

sobota, 15 października 2016

Młodość musi się wyszumieć






Jare Gody, czyli święto młodości, wiosny i miłości. Wszyscy kochają wszystkich i każdego z osobna. Bez wyjątku. W Jare Święto nawet kamień kocha ziemię, wciskając się w nią bardziej i bardziej. Pieprzniczka kocha solniczkę, a Ali kocha Babę. Wiosna u progu, tylko patrzeć jak wystrzelą, zielenią nieokiełznaną liście na drzewach. Na razie, nieśmiało na wierzbach bazie szarością pełną wiosenną straż. Jednak kiedy słońce mocniej przygrzeje, Jare Gody ruszą na całego. Nic nie powstrzyma przyrody czekającej całą zimę pod białym kożuszkiem śniegu. Jare Święto jako pierwsze obwieszczą koty, kiedy w marcu uznają, że czas już na miłość, seks i podtrzymanie gatunku. Koty to indywidualiści. Dla nich Jare Gody przychodzą wcześniej. Ludzie w tym czasie gotują się do świętowania. Zbiorą się gromadnie pod dębami, na łąkach lub nad rzeką, czy jeziorem. Przyniosą dla bóstw podarki. Rozpalą ogniska i będą tańczyć wkoło nich do rana. Później przez cały dzień i następną noc. Zabawa z okazji Jarych Godów będzie trwała nawet do następnej pełni księżyca. Tance, śpiewy i wojny na kraszone jajka będą trwały i trwały, aż się ludziska nasycą wiosną i zabawą. Z tego czasu pochodzi zwyczaj śmigusa-dyngusa. Na początku były to dwa zwyczaje. Okładano się witkami wierzbowymi na szczęście i pomyślność i żeby wzmóc siły. Tak wyglądał śmigus. Podczas dyngusa polewano się wodą, jak i dziś. Jare Gody miały pokazać naturze, jak bardzo ludzie cieszą się z jej odrodzenia. Jare Święto miało dać świadectwo bogom, że ludzie dochowują tradycji.

Jare Gody były początkiem okresu wegetacji. Dobrym początkiem. Świętem końca natomiast były dziady.